wtorek, 28 lipca 2020

Ronald Lasecki: Do przyjaciół antysystemowców


Ronald Lasecki: Do przyjaciół antysystemowców
         Wiele osób zaliczających się do zwolenników Antyliberalnego Przełomu zadaje sobie pytanie „co po wyborach prezydenckich?” i jaką strategię postępowania, czy też jaką postawę życiową, przyjąć powinni antysystemowcy.

Bojkot demokratycznego głosowania i wyjątki od niego 

Zaznaczmy na początek, że bojkot demokratycznego głosowania nie jest uniwersalnym imperatywem politycznym i że w pewnych okolicznościach oddanie głosu może być nawet wskazane, pomimo generalnego odrzucenia demokracji i wyłaniania władzy w czteroprzymiotnikowych wyborach. Są to oczywiście te nieliczne sytuacje, gdy wśród startujących w wyborach podmiotów pojawia się realna alternatywa dla Systemu. Gdyby pojawiła się szansa zniszczenia Systemu przez wyniesienie do władzy w drodze głosowania siły mu przeciwnej, odmowa udziału w głosowaniu ze względu na sam fakt że jest ono demokratyczne, byłaby podobnie nierozsądnym doktrynerstwem jak odrzucenie niegdyś przez hrabiego Chambord tronu Francji ze względu na trójkolorowy sztandar.

Wydaje się, że po ’89 roku w Polsce politykami dającymi szansę na przełamanie logiki Systemu byli Andrzej Lepper i Mateusz Piskorski. Na świecie można wśród takich przykładów z ostatnich lat wskazać m.in. Aleksandra Łukaszenkę, Mahmuda Ahmadineżada, Recepa Tayyipa Erdoğana, Muhammada Mursiego, Rodrigo Duterte, a także przywódców latynoamerykańskich jak Daniel Ortega, Manuel Zelaya, Hugo ChávezNicolás Maduro, czy Evo Morales.

Istnieją też bardziej wątpliwe przypadki sił politycznych, dających nadzieję na demontaż pewnych jedynie elementów Systemu. Moim zdaniem, kwestia poparcia takich sił politycznych zależy od indywidualnego przypadku i konkretnej sytuacji. Generalnie, jestem sceptyczny wobec popierania tego typu podmiotów, całkowicie i we wszystkich wypadkach go jednak nie wykluczając.

Wydawało się, że w Polsce do kategorii tej zbliżyć mógłby się w ostatnich latach Grzegorz Braun, który jednak okazał się ostatecznie „zwykłym” prawicowym libertarianinem, na dodatek w pełni lojalnym i podporządkowanym prosystemowemu kierownictwu Konfederacji z Krzysztofem Bosakiem. Kontrrewolucyjne treści w przekazie Brauna zostały poronione jeszcze zanim choćby zaczęły się poważnie kształtować, a w ich miejsce rozwinęły się treści oszołomsko-libertariańskie jak ścinanie masztów 5G, antyszczepionkizm itp. W wymiarze globalnym, przykładami tej kategorii polityków byliby w ostatnich latach m.in. Władimir Putin, Viktor Orbán, Andrés Manuel López Obrador, czy Cristina Fernández de Kirchner.

Wyjąwszy wymienione tu dwie sytuacje, gdy biorąc udział w głosowaniu można przyczynić się do rozmontowania Systemu lub przynajmniej częściowej reorientacji państwa tak, by je od niego oddalić, demokratyczne głosowania należy bojkotować. Zarówno, by nie legitymizować Systemu i jego oligarchii, jak i by nie legitymizować szkodliwej metody wyłaniania władzy drogą czteroprzymiotnikowych wyborów.

I nie ma tu znaczenia, czy fakt takiego bojkotu zostanie dostrzeżony społecznie. Chodzi bowiem przede wszystkim o delegitymizację Systemu i zasady demokratycznej we własnym środowisku politycznym i we własnej, niedemokratycznej i nieliberalnej tradycji politycznej. Ostanie lata funkcjonowania Systemu w naszym kraju dowiodły bowiem dobitnie, że posiada on skuteczne mechanizmy politycznego korumpowania lub moralnego szantażowania swoich peryferii, które niezależnie jak skrajnych i jak bardzo niechętnie widzianych w Systemie poglądów by nie reprezentowały, koniec końców i tak dadzą się, w ten czy inny sposób, zaprząc do aktywnego wspierania tej czy innej frakcji systemowej oligarchii. Celem nie jest więc tu „obniżenie frekwencji i delegitymizacja Systemu”, lecz „konsolidacja antysystemowej opozycji wokół konsekwentnego i aktywnego bojkotowania i zwalczania Systemu”.

Przekładając te rozważania na język praktycznych propozycji, można by pomyśleć o uruchomieniu przed następnym demokratycznym głosowaniem listu otwartego, którego sygnatariusze deklarowaliby bojkot „wyborów” i wskazywali tegopowody. O tym, kto list by podpisał, wiadomo byłoby że jest „nasz”, o całej reszcie wiedzielibyśmy, że jest częścią Systemu i tym samym znajduje się poza zakresem naszego zainteresowania. Listu takiego nikt z zewnątrz nie musiałby w ogóle dostrzec. Jego wpływ na frekwencję mógłby być żaden. My jednak moglibyśmy się policzyć, poznać i nawiązać kontakty. Ilu nas zostało. Nieskorumpowanych ani nie zastraszonych przez System.

Osobiste uniezależnienie się od Systemu

Tymczasem każdemu zwolennikowi Antyliberalnego Przełomu radziłbym odciąć się i zautonomizować wobec Systemu tak dalece, jak się tylko da. I nie chodzi tu jedynie, ani nawet przede wszystkim, o odmowę uczestnictwa w systemowej polityce. Dużo ważniejsze jest życie osobiste i jego materialne podstawy.

Oczywiste jest na przykład, że wszelka wewnątrzśrodowiskowa wymiana informacji powinna odbywać się na żywo, z pominięciem znajdujących się pod całkowitą kontrolą i nadzorem Systemu kanałów elektronicznych, oraz w miejscach gdzie nadzór Systemu jest utrudniony. System wciąga ludzi ze świata rzeczywistego w wirtualny świat symulakrów, który całkowicie kontroluje i może nim dowolnie manipulować. Ci, którzy skutecznie walczą z Systemem, nie używają telefonów komórkowych, kart płatniczych, kont bankowych, ani innych urządzeń i rozwiązań umożliwiających namierzenie, podsłuchiwanie, śledzenie, identyfikację. Dobrym rozwiązaniem byłoby więc na przykład omawianie ważnym spraw organizacyjnych podczas regularnie odbywanych wspólnych wypraw w naturze, na które uczestnicy nie zabieraliby żadnej elektroniki ani kart płatniczych. Łączono by w ten sposób funkcje integracyjne, towarzyskie, organizacyjne i zaprawy fizycznej, przysposabiając też uczestników do działania w warunkach wymuszających konspirację.

W życiu prywatnym należałoby bojkotować emblematyczne instytucje Systemu. Wiadomo, że nie powinno się chodzić do McDonald’sa (chyba, że do ubikacji) ani podobnych zachodnich sieciówek, bojkotować zachodnie instytucje finansowe i sklepy wielkopowierzchniowe (w tym ostatnim przypadku, wyjątek można zrobić dla wyprzedaży książek), kupować wyroby krajowe lub producentów którzy z różnych powodów zasługują na wsparcie. Ważne jest odcięcie się od „żywności” i „leków” którymi truje nas System i pozyskiwanie żywności bardziej naturalnej i ekologicznej. Warto poszukać możliwości nabycia produktów spożywczych od rolnika, w kooperatywie spożywczej, na bazarze, lub nawet wytwarzania jej i pozyskiwania samodzielnie. To samo dotyczy odzieży i różnych urządzeń które można pozyskiwać w ramach funkcjonujących na marginesie Systemu alternatywnych obiegów ekonomicznych jak ekonomia wymiany, ekonomia daru, recycling i upcycling itp.

W środowisku nacjonalistycznym często pojawiają się wypowiedzi podkreślające konieczność działań w duchu ekologii. Wskazuje się a to na zbieranie śmieci w lasach, a to na wyprowadzanie psów ze schroniska na spacery etc. To wszystko działania pod pewnymi względami atrakcyjne, acz dalekie od dotykania istoty rzeczy. Dużo bardziej przysłuży się bowiem środowisku ten, kto ograniczy konsumpcję i zużycie do rozmiarów rzeczywiście niezbędnych. Warto zacząć od rezygnacji z produktów jednorazowych i ograniczenia plastiku oraz opakowań. To też jednak będą jedynie półśrodki, dopóki nie zdamy sobie sprawy, że istota problemu leży po prostu w tym, by mniej zużywać. Mniej jeść, mniej kupować, mniej mieć. No i pozyskiwać poza Systemem tak dużo, jak się da (warto choćby przyswoić sobie treść książki Łukasza Łuczaja o naturalnych roślinach jadalnych Polski i nauczyć się z nich korzystać). Tylko w ten sposób uniezależnimy się życiowo i mentalnie wobec Systemu.

Zerwać wędzidła Systemu

Ideałem każdego przeciwnika Systemu i adepta polityki Antyliberalnego Przełomu powinno być zerwanie trzech wędzideł, przy pomocy których System trzyma nas na smyczy:
1. pornografia, otępiająca i wyjaławiająca mężczyzn z ich energii twórczej i życiowej. Każdy rząd, chcący spacyfikować nastroje rewolucyjne, zalewał społeczeństwo pornografią. Dotyczyło to zarówno „lewicowej”dyktatury Jaruzelskiego w Polsce, jak i „prawicowej” dyktatury wojskowej w Brazylii. Dotyczyło monarchicznego Iranu szachów i demokratycznych Włoch lat „anni di piombo”, gdy chadecki rząd rzucił na rynek soft-pornograficzne „komedie erotyczne”, po kilku latach pacyfikując skutecznie rewolucyjne nastroje w kraju.

Mam tu przy tym na myśli nie tylko „klasyczną”, „wulgarną” pornografię, ale też rozmaite jej „estetyzujące” wersje „dla intelektualistów”; w środowiskach nacjonalistycznych i pogańskich popularne jest na przykład epatowanie zdjęciami półnagich dziewoj wpisanych w jakieś konteksty „białej rasy” lub „rodzimej religii”. Analogicznie, wielu „łacińskich konserwatystów”, próbując zdystansować się od moralistycznej paranoi niektórych środowisk chrześcijańskich, lubi epatować „klasycznym malarstwem” rojącym się od postaci nagich kobiet. W jednym i drugim przypadku wygląda to może ładniej niż to, co tradycyjnie rozumie się pod pojęciem pornografii, oddziałuje jednak na psychikę swoich odbiorców identycznie.
2. używki, mające bardzo podobną funkcję. Osobiście, od pewnego czasu skłaniam się ku stanowisku, że znakiem rozpoznawczym Antysystemu powinno być sXe. System przez lata skutecznie neutralizował opozycję przeciw sobie, niszcząc jej adeptów używkami. W podobny sposób System zniszczył wiele stojących mu w przeszłości na drodze społeczności tradycyjnych, by wspomnieć choćby rodzime ludy Ameryki, Australii, Oceanii, czy Laponii. W bliższych nam dekadach, widok umysłowo otępionego i fizycznie zdegenerowanego alkoholem lub innymi używkami kontrkulturowca lub nacjonalisty, regularnie przypominał nam że każda dotychczasowa próba zanegowania Systemu kończyła się fizyczną i życiową ruiną jej adeptów.
System niszczył nas, przedstawiając jako element buntu coś, co w istocie jest jego najbardziej perfidną bronią – którą już dawniej rujnował całe cywilizacje, sprowadzał śmierć na setki tysięcy ludzi, pozostawiając za sobą jedynie wydrążone ludzkie wraki; chodzi oczywiście o używki, oraz wyjęty z ram rodziny i małżeństwa seks –  w tym także pornografię. Pora, by środowisko antysystemowe uodporniło się na tę broń zwracaną przeciw nam przez System. Zanegowanie Systemu musi zaczynać się od odrzucenia jego uzależniających używek. Zbyt częste do niedawna sceny snujących się po mieście, zamroczonych alkoholem skino-nacjonalistów, każde spotkanie  lub demonstrację kończących chlaniem na umór i pijackimi ekscesami, powinny stać się w naszym środowisku jedynie ponurym wspomnieniem.
3. przetworzona żywność, uzależniająca nas i zatruwająca nas żeńskimi hormonami. Zupełnie oczywiste jest, że każdy antysystemowiec i zwolennik Antyliberalnego Przełomu powinien odrzucić GMO, fast foody, napoje słodzone, kebaby i podobny szajs. To również instrument systemowego uzależnienia, niszczący nasze zdrowie, pochłaniający środki finansowe, zmniejszający siłę i sprawność naszych ciał. Antyliberalnego Przełomu warto dokonać najpierw w sobie samym, rezygnując z „wielkiego żarcia” i obierając zdrowszy i bardziej ekologiczny tryb życia.

Podobnie jak we wcześniejszych punktach, warto tu zaznaczyć, że zalecenie to tyczy się również bardziej wyrafinowanych i „epikurejskich” form konsumpcjonizmu. Nie może występować jako rzecznik Antyliberalnego Przełomu ten, kto uzależniony jest od kapitalistycznej konsumpcji, dogadzania sobie, lub przesadnej estetyki. Ktoś, kto nie wyobraża sobie życia bez jedzenia z narzeczoną obiadów w restauracji w jakimś historycznym pałacu lub zamku. Wyrafinowany konsumpcjonizm nie przestaje być konsumpcjonizmem. A tymczasem znakiem Antysystemu powinna być utrzymana w granicach rozsądku asceza i powściągliwość.

Kapitał ludzki przeciw Systemowi

Warto zadbać też o stworzenie materialnego zaplecza Antysystemu, mianowicie zastanowić się, w co powinniśmy inwestować nasz potencjał, by zautonomizować się wobec Systemu tak dalece jak to możliwe, a także by ewentualne załamanie Systemu nie przedstawiało zagrożenia dla nas samych i byśmy nie mieli powodu, by się go obawiać.

Przede wszystkim, oczywiście, warto zainwestować w siebie i w nabycie przydatnych umiejętności. Zadbać należy o utrzymanie się w zdrowiu i dobrej kondycji duchowej, intelektualnej i fizycznej. Warto zatem stale ćwiczyć i powiększać sprawność ducha, umysłu i ciała, ćwiczyć siłę woli i wytrzymałość – nie tylko przez treningi, ale też okresy postów i wyrzeczeń. Warto również budować przyjaźnie i więzi towarzyskie – z osobami odrzucającymi System, ale też z krewnymi, sąsiadami i innymi bliskimi sobie osobami. Tworzy się w ten sposób poduszkę bezpieczeństwa, ułatwiającą neutralizowanie nagłych egzystencjalnych trudności, ale też umożliwiającą zaangażowanie innych w Antysystem w warunkach ewentualnego załamania Systemu – jeśli to my wtedy wystąpimy jako udzielający pomocy i jako ośrodek krystalizacji nowego porządku, choćby na mikroskopijną skalę lokalną. Elementem budowania antysystemowego potencjału, choć w bardziej subtelnym wymiarze, jest też aktywność społeczna i budowanie siatki kontaktów społecznych. Należy jedynie wystrzegać się prób bezpośredniego rzutowania postaw i doktryny antysystemowej na te kontakty, większość bowiem ludzi nie jest dziś zdolna zrozumieć zasadności idei Antyliberalnego Przełomu i będzie mogła ją przyjąć dopiero w warunkach ewentualnego kryzysu i załamania się Systemu.

Zrzucić konserwatywny balast

Przy okazji, zaznaczmy w tym miejscu, że antysystemowa opozycja zdystansować się powinna politycznie od środowisk konserwatywnych. Wnikliwej oceny nieprzydatności konserwatyzmu dla programu antysystemowej rewolucji dokonał William Luther Pierce. W jego powieści „Dzienniki Turnera”, konserwatyści, w momencie zwrotnym, okazują się niedojrzali do działalności antysystemowej, zdradzają ruch przechodząc na pozycje wewnętrznej opozycji i starając się wyhamować rewolucję, w związku z czym muszą zostać zlikwidowani. Doktryna zachowawcza zbudowana jest wokół bronienia dóbr, które dany podmiot w danym momencie posiada. Gdy jakieś dobro zostanie stracone, konserwatysta ogranicza się do obrony tego, co ocalało, porzucając i wręcz zwalczając jako oderwane od rzeczywistości marzycielstwo i niebezpieczny radykalizm, wszelkie ambicje odzyskania straconego. W konserwatyście silniejszy jest strach przed utratą posiadanego – choćby nie wiadomo jak liche i nieznaczące ono było – niż gotowość ryzyka w imię zdobycia tego, co byłoby prawdziwym i pełnym dobrem, wartością kompletną i niezafałszowaną.

W ostatnim czasie dobrze unaoczniły to wybory prezydenckie w Polsce, w których niemal wszyscy konserwatyści ulegli partyjnej, PiS-owskiej egzaltacji i z fanatyzmem niegodnym tego demoliberalnego teatrzyku dla gojów, zaangażowali się w kampanię wyborczą Dudy, „bo jak wygra PO, to przyjdzie polski Zapatero i będzie gwałcił małe dzieci”. Ktoś, kto przez lata deklaruje budowanie niezależnej prawicy, bądź nawet Antysystemu, w kluczowym zaś momencie udziela poparcia Systemowi i angażuje do tego gromadzony pod hasłem Antystemu potencjał, często przy tym wręcz zwracając się przeciwko swoim dotychczasowym politycznym towarzyszom z Antysystemu, wypisuje się tym samym z projektu antysystemowego.  Działanie takie jest trwonieniem antystemowego potencjału na wspieranie tego, zwalczanie czego jest naszym, jako antysystemowców, celem. Jest to więc polityczna dywersja.

Obawiać się należy w związku z tym, że ze strony środowisk konserwatywnych (jak i środowisk „odpowiedzialnych narodowców”) moglibyśmy spodziewać się w kluczowej chwili przysłowiowego „ciosu w plecy”(Dolchstoß) i politycznej dezercji lub obstrukcji naszych działań. Gdyby jutro w Polsce pojawił się ruch dający szansę na Antyliberalny Przełom ale mający na przykład rozwodnione stanowisko wobec aborcji lub nie biorący sobie na sztandary „walki z LGBT”, po drugiej zaś stronie wystąpiła neokonserwatywna, projankeska, systemowa partia taka jak PiS, można by się spodziewać, że wczorajsi „skrajnie prawicowi” wyborcy i agitatorzy na rzecz Andrzeja Dudy, zwróciliby się przeciwko nam i naszemu ruchowi, bo większe znaczenie mają dla nich parafiańskie gesty i monomania rozporkowo-obyczajowa.

Podmioty takie należy więc wyłączyć w naszej kalkulacji politycznej z kategorii „aktywów” i traktować jako kolejny segment elektoratu PiS-owskiego i część manipulowanej przez System przeciwko nam masy. Argumentowanie czegoś środowiskom konserwatywnym i „odpowiedzialnym narodowcom” jest stratą czasu, gdyż nawet jeśli dziś przyznają nam rację, to na pierwsze zawołanie jakiegoś Jarosława Kaczyńskiego lub innego Marka Jurka, porzucą naszą sprawę i zdezerterują do obozu przeciwnika. Są „przeciwnikami demokracji”- ale tylko pomiędzy jednymi a drugimi demokratycznymi wyborami, bo wtedy zamieniają się w propagandystów i agitatorów reżymowej, demoliberalnej prawicy. Demoralizują tym jedynie i wprowadzają zamęt po stronie zwolenników Antyliberalnego Przełomu, należy więc trzymać ich na dystans.

Inwestycje w broń

Zamiast tracić swój czas na chodzenie na jakieś demoliberalne marsze lub „zbieranie podpisów przeciwko aborcji” po raz tysięczny w ciągu ostatnich dwudziestu lat (czy kiedykolwiek coś z tych zbiórek wynikło? Poza oczywiście tym, że różne cuchnące demoliberalne mikropartyjki różnych Marków Jurków, Kai Godek i innych Marków Jakubiaków, nie wiadomo skąd, mają później komplet podpisów pod listami wyborczymi…), lepiej inwestujmy w gromadzenie broni. Zarówno broni białej, miotanej, wytwarzanej samodzielnie, jak i palnej – w takim zakresie, w jakim zaopatrzenie się w nią jest w danym przypadku możliwe. „Inwestycje w broń”, czy też „lokowanie kapitału w broni” należy oczywiście rozumieć szeroko: nie tylko jako nabywanie kolejnych egzemplarzy broni, ale też naukę posługiwania się nią, ćwiczenie się w sztukach walki etc. Pewnym punktem odniesienia mogą tu być północnoamerykańskie antysystemowe „milicje” i niektóre dawne organizacje murzyńskie, takiej jak Czarne Pantery. Obecny kryzys w USA unaocznia, że uzbrojone i zorganizowane grupy są w stanie występować jako czynnik sprawczy w adekwatnych okolicznościach historycznych.

Inwestycje w złoto lub koszyk walut, w dzieła sztuki lub biżuterię, w mieszkania lub drogie urządzenia, są w perspektywie ewentualnej sytuacji rewolucyjnej wyrzucaniem pieniędzy w błoto. W warunkach wojny, zamieszek, załamania się cywilizacji, nikt nie będzie kupował sztabek złota ani drogich obrazów, a samochody i gadżety elektroniczne zamienią się w złom w warunkach niedoboru paliw i energii, jeśli wręcz nie podziałają niczym piorunochron, ściągając bandy rabusiów i przestępców, nie dając natomiast swym posiadaczom wiele profitów z racji swojej wątpliwej praktycznej użyteczności. Zawsze przydadzą się nam natomiast broń, rozmaite narzędzia i umiejętności posługiwania się nimi. Wspomnieć można choćby rewolucję na Ukrainie w 2014 roku, gdy uczestnicy przewrotu konstruowali własne katapulty, barykady, broń miotającą, wozy opancerzone i tarany, miotacze ognia, aparaturę łącznościową itp. Taki sprzęt i umiejętności po prostu się przydają.

Inwestycje w książki

Obok broni, niewątpliwie obiektem sensownej inwestycji są – szeroko rozumiane – książki. Chodzi tu w gruncie rzeczy o zgromadzenie kapitału kulturowego i wiedzy, wokół których mogłaby się dokonać cywilizacyjna krystalizacja. Zarówno współcześnie, gdy brodząc w postmodernistycznym bajorze, ludzie Antyliberalnego Przełomu powinni odgrywać rolę swego rodzaju „latarni morskich” dla wszystkich zagubionych w liberalnym nihilizmie, jak po ewentualnym zawaleniu się zmurszałego gmachu Zachodu, gdy na nowo zbudować trzeba będzie cywilizację. Duchowe i intelektualne dziedzictwo „martwych, białych samców”cenne będzie nawet jeśli Europę zapełnią kiedyś wieże minaretów. Książki zatem, wiedza, znajomość języków umożliwiających czytanie książek i poznawanie dorobku ludzkości to lokata co najmniej równie pewna jak broń.

Inwestycje w ziemię

Wreszcie trzeci element, w jaki powinni inwestować ludzie Antyliberalnego Przełomu: ziemia. W środowiskach nacjonalistycznych nader często wspomina się o zagrożeniu cudzoziemskim wykupem polskiej ziemi. Istnieje również świadomość, że – przywołując klasyczny slogan – „ziemia nigdy nie kłamie”, a zakorzenienie i tym samym pełnię człowieczeństwa uzyskać można obcując z ziemią. „Ojczyzna fizyczna” jest wszak wspólnotą „krwi i ziemi”. Logicznym stąd wnioskiem jest, że powinniśmy inwestować w zakup ziemi. Zwłaszcza, że w wielu regionach kraju jest ona tania.

Taką ziemię wykorzystać można później jako miejsce do życia, magazyn, pole treningowe, do uprawy roli, pod wynajem, do wznoszenia nieruchomości, jako samotnię i miejsce odosobnienia, a także na setki innych sposobów. Mając własną chatę i ziemię możesz uprawiać tam ekologiczną żywność, mieć własny warsztat i magazyn broni, testować techniki survivalowe lub domowej roboty ładunki wybuchowe itp. Hasłem ludzi Antyliberalnego Przełomu powinien być więc „powrót do ziemi”. Zaznaczmy przy tym, że, choć jest coś odrażającego i sprawiającego ból duchowy w komercyjnym traktowaniu ziemi i handlowaniu nią, to nabycie nieruchomości w niektórych lokalizacjach może być też najdosłowniej rozumianą inwestycją kapitałową.

Choć nie chciałbym zatem bagatelizować tu znaczenia dysponowania przez Antysystem zasobami płynnej gotówki do natychmiastowego użycia, bo coś takiego też jest konieczne, to w perspektywie strategicznej, lokować kapitał powinniśmy w tym, co jest wartością więcej niż doraźną i uniwersalnie cenną: w ziemi, w broni i w książkach. 

(De)legitymizacja przez strach

Przejdźmy na koniec do kwestii taktyki bezpośredniego działania: nie ma tu oczywiście prostych recept, gdyby bowiem takie istniały i autor by je znał, podjąłby starania dla ich wdrożenia. Nie można wstępnie wykluczać żadnej drogi walki z Systemem – „nawet tej legalnej”. Wszystko zależy od nastania i charakteru sytuacji rewolucyjnej. Niekiedy może ona dawać większe szanse powodzenia akcji wyborczej, w innych zaś akcji siłowej. W charakterze przykładów takich sytuacji rewolucyjnych możemy przywołać zamieszki z udziałem imigrantów we Francji w 2005 roku, zamieszki na Węgrzech w 2006 roku, rewolucję na Ukrainie w 2014 roku, ruch „żółtych kamizelek”we Francji w 2018 roku, obecne zamieszki w USA, ale także lata 2012-2015 w Grecji, gdy reprezentację parlamentarną posiadał tam narodowo-rewolucyjny Złoty Świt.

Tezą ogólną jest tu, że celem ruchu Antyliberalnego Przełomu jest wytrącenie społeczeństwa z przekonania, że System gwarantuje mu bezpieczeństwo. Przy czym, ważne jest tu dostrzeżenie subiektywistycznego i konwencjonalistycznego charakteru rzeczywistości politycznej: liczy się nie rzeczywiste bezpieczeństwo, lecz wiara społeczeństwa w jego istnienie. Jak zauważał już Gustave Le Bon, lud jest esencjonalnie konserwatywny, w rozumieniu jakie przedstawiłem wcześniej: boi się stracić to, co ma. System zapewnia sobie lojalność ludu, wmawiając mu, że gdyby System się zawalił, to lud straciłby wszystko, co ma. Obywatele godzą się na coraz dalej idące zniewolenie przez System, znoszą coraz większe upokorzenia z jego strony, godzą się by System zabierał im coraz to nowe dobra cząstkowe, ze strachu, że bez Systemu nastałaby powszechna anarchia i straciliby wszystko – nie mieliby co jeść, gdzie mieszkać i straciliby najbliższych. Nie powinniśmy się za ten ludowy konserwatyzm na lud obrażać: ten jego strach to po prostu obiektywna zmienna z zakresu psychologii politycznej, którą należy uwzględniać w swych kalkulacjach, analogicznie jak prawo powszechnego ciążenia.

Szanse Antyliberalnego Przełomu lokują się w rozerwaniu w świadomości ludu współzależności pomiędzy jego poczuciem bezpieczeństwa i komfortu, a Systemem. Może do tego dojść na przykład wtedy, gdy System przestanie efektywnie działać, jak w Grecji w 2014 r. Może też wtedy, gdy System nieopatrznie zagrozi warunkom bytowym dużych i silnych grup społecznych, jak działo się wielokrotnie w czasie kapitalistycznej transformacji gospodarczej w postkomunistycznych krajach wschodniej Europy. Może to być wreszcie związane z wtargnięciem obcych w granice państwa – imigrantów jak w zachodniej Europie, lub zewnętrznych podmiotów politycznych jak w kilku krajach bałkańskich i w Ukrainie. W Polsce może to być na przykład związane z „reprywatyzacją” taką jak ta przeprowadzona przez PO w Warszawie, lub z przejmowaniem polskiego mienia przez Żydów z USA do czego prawdopodobnie doprowadzą w najbliższym czasie Andrzej Duda i PiS. Trzeba po prostu wyczuć odpowiedni moment. Polska opozycja antysystemowa radzi sobie z tym dotychczas bardzo słabo, gdyż niepokój grup zagrożonych przez System, takich jak przedsiębiorcy lub rolnicy, formatowany jest przez mętne postaci pokroju Pawła Tanajno lub Michała Kołodziejczaka, gdy tymczasem patriotyczna lewica, narodowi rewolucjoniści, a nawet prawicowi libertarianie od Korwina, są tu jedynie widzami, a co najwyżej niechętnie tolerowanymi na tych wystąpieniach gośćmi. A to przecież my takie demonstracje powinniśmy zwoływać i organizować.

Gdy wśród ludu powstanie przekonanie, że System nie jest już dla niego gwarantem komfortu, ani nawet bezpieczeństwa, wtedy wejdziemy w hobbesowski stan bezpaństwowy, w stan anarchii gdzie „władza leży na ulicy”, a jej brzemię podjąć może „najsilniejszy gang”. Niekoniecznie mam tu na myśli dosłownie rozumiany stan fizycznego chaosu, choć i taki jest jedną z możliwych ewentualności – w sytuacji klęski wojennej państwa jak po przegranej Francji z Prusami w 1870 roku (Komuna Paryska), po przegranej Rosji z Niemcami w 1917 roku (Rewolucja Październikowa), czy po przegranej Niemiec z Ententą w 1918 r. i „kalekim zwycięstwie” Włoch na paryskiej konferencji pokojowej, w 1919 roku. Może być to również ostry kryzys ekonomiczny jak ten z 1929 roku lub ten nam bliższy z 2008 roku, czy wreszcie jak ten który może narosnąć w następstwie histerii wywołanej pandemią COVID-19.

Cechą wspólną wszystkich sytuacji tego rodzaju jest, że lud, a często też określone segmenty aparatu państwowego, tracą wiarę w System i szukają sobie innych protektorów. I to jest nasza szansa, na którą musimy być przygotowani. Zarówno w sensie zdecydowanego uderzenia w System, w warunkach jego delegitymizacji, jak i legitymizacji naszego ruchu jako wiarygodnego dostarczyciela i gwaranta dóbr publicznych takich jak ład publiczny i bezpieczeństwo socjalne. Wartościowymi punktami odniesienia są tu libański Hezbollah i sunnickie Bractwo Muzułmańskie, łączące opozycję wobec Systemu z akcją socjalną i wypełnianiem luk po Systemie w zakresie podaży dóbr publicznych.

Legitymizacja przez siłę

Niezależnie, czy uderzenie w System odbyć by się miało drogą parlamentarną czy drogą przewrotu siłowego, naszemu ruchowi potrzebna będzie siła fizyczna. I to jest druga teza, na którą chciałbym zwrócić uwagę Czytelników. Ktoś, komu się wydaje, że System można pokonać wykorzystując jego własne prawa i procedury, jest naiwniakiem. Historia partii Zmiana i przetrzymywanie w areszcie jej założyciela Mateusza Piskorskiego dobitnie tego dowodzą. System obecnie nie atakuje nas tylko dlatego, że jesteśmy jedynie osobami prywatnymi. Gdybyśmy nabrali znaczenia jako podmioty publiczne, takie ataki ze strony Systemu musiałyby się rozpocząć. I na nic się wtedy zda odwoływanie się do „praw człowieka” i do instytucji Systemu, bowiem prawa te i instytucje, zaprojektowane zostały, aby chronić System a nie obywateli, a zwłaszcza nie antysystemową opozycję, o czym aktywiści tej opozycji powinni zresztą, jako krytyczni diagnostycy Systemu, najlepiej wiedzieć.

Zduszenie przez System greckiego Złotego Świtu po 2014 roku odbyło się w sposób jeszcze bardziej ostentacyjny niż polskiej Zmiany – na porządku dziennym były tam prowokacje policji politycznej, machinacje prokuratorskie i powszechna nagonka w środkach masowego przekazu. Iliasowi Kasadarisowi i Nikolaosowi Michaloliakosowi zniszczono życie. System użył siły przeciwko Chavezowi w 2002 roku, przeciwko Kaddafiemu i Asadowi w 2011 roku, przeciwko sułtanowi Erdoganowi w 2016 roku, przeciwko caudillo Maduro w 2018 roku, i przeciwko Moralesowi w 2019 roku. Ci z wymienionych, którzy odparowali te ciosy, mogli to zrobić przeciwstawiając sile Systemu własną siłę. Nikt zatem, kto w Polsce chce na poważnie walczyć z tutejszą odnogą Systemu, nie będzie mógł obyć się bez siły. Nawet dla tak elementarnych celów jak ochrona własnych wystąpień publicznych i neutralizacja prowokatorów. Obecne zamieszki w USA doskonale tę tezę ilustrują, gdy zza demoliberalnej fasady z jednej strony wyłaniają się „zielone ludziki” Trumpa porywające ni z tego ni z owego ludzi wprost z ulicy i wywożące ich furgonetkami z przyciemnionymi szybami w nieznanym kierunku, z drugiej zaś działająca w zorganizowany sposób Antifa, umiejętnie eskalująca agresję gromadzących się na „pokojowych” demonstracjach tłumów. Walki w USA to „kuchnia polityczna” Systemu, której możemy przyglądać się na monitorach naszych komputerów.

Nie ulegać pokusie „działactwa”

Z drugiej strony, przestrzegać należy wszystkie „gorące głowy” przed przedwczesnym uderzaniem w System na ślepo i przy braku wyraźnej sytuacji rewolucyjnej. I chodzi tu zarówno o „uderzenia” w formie angażowania się w kampanie wyborcze by zdobyć 0,006% głosów, jak i „akcje bezpośrednie” nie mające żadnych szans w odczuwalny sposób zakłócić działania Systemu. Pamiętać musimy, że System wygra z nami każdą wojnę na wyczerpanie. Jest po prostu silniejszy i cieszy się zaufaniem społeczeństwa, którego nam brakuje. Perspektywa fizycznego uderzania lub nawet likwidacji pozornie bezbronnych elementów Systemu takich jak redakcje liberalnych gazet lub ideologiczni funkcjonariusze reżymu może wydawać się pociągająca, Systemowi jednak nie tylko nie zaszkodzi, ale wręcz skonsoliduje wokół niego ufające mu i kierujące się współczuciem dla ofiar przemocy społeczeństwo. W drugiej części doskonałego brazylijskiego filmu „Tropa de Elite” dobrze zilustrowane jest, jak duże zdolności samonaprawy i rekonfiguracji posiada System, zdolny utrzymać funkcjonalność niezależnie od nawet daleko posuniętych strat personalnych i utraty niektórych ogniw swojej zdecentralizowanej sieci.

Nie ulegać pokusie nihilizmu

Należy wreszcie przestrzec przed pociągającą niektórych „orgią przemocy” i realizacją strategii „im gorzej, tym lepiej”. Spotyka się niekiedy nawet zupełnie nietrafione rozważania nad niszczeniem dóbr cywilizacyjnych – atakami na magazyny rezerw materiałowych, sieci przesyłowe energii itp., by przekonać sterroryzowane w ten sposób społeczeństwo, że System jest niefunkcjonalny. Rozważanie takiej nihilistycznej strategii dowodzi zupełnego niezrozumienia mechaniki działania i fundamentów siły Systemu, wskazując jedynie na psychologiczną desperację. Powtórzmy tu raz jeszcze, że System działa, gdyż ludzie ufają, że gwarantuje im komfort i bezpieczeństwo. Naszym celem jest, wykorzystać sytuację kryzysową, by przekonać społeczeństwo, że to my będziemy dla niego lepszym gwarantem komfortu i bezpieczeństwa. Nijak nie da się osiągnąć tego celu, wzbudzając ku sobie nienawiść lub strach społeczeństwa. Do takiego postrzegania ruchu Antyliberalnego Przełomu prowadzić by zaś musiała zarówno ślepa przemoc i terroryzm z jego strony, jak i odpychająca i blasfemiczna retoryka, na przykład autoafirmatywne prezentowanie się jako „agentura” obcego państwa i bezkrytyczne forsowanie jego interesów, tudzież bronienie karkołomnych tez historycznych takich jak rzekoma słuszność bolszewickiej inwazji na Polskę, czy rzekome sfingowanie Zbrodni Katyńskiej.

Stać się godnymi zaufania ludu

Skuteczne uderzenie w System – nieważne, legalne czy nielegalne – będzie uderzeniem w jego węzły koordynacyjne. Opisał to bardzo dobrze i zilustrował przykładami w swej książce o zamachu stanu Curzio Malaparte. Właściwa logika walki z Systemem to zatem nie uderzanie w społeczeństwo, by okazać mu bezsiłę Systemu i terrorem zmusić lud do posłuszeństwa (to nihilistyczna i wyrastająca z psychologicznego egotyzmu strategia dawania upustu swej frustracji i nienawiści), bo coś takiego może jedynie skonsolidować społeczeństwo wokół Systemu i we wrogości wobec Antysystemu. Właściwą logiką uderzenia w System jest sparaliżowanie jego aparatu i zablokowanie jego funkcjonowania, by społeczeństwo szukać zaczęło sobie innego protektora, w której to roli wystąpić mógłby ruch Antyliberalnego Przełomu.

System ma po swojej stronie społeczeństwo, które jest nam wrogie. Należy przyjąć to jako fakt i na taką rzeczywistość się nie obrażać, ani nie dawać się ponieść wściekłości, którą później wyładowywalibyśmy na „głupim” społeczeństwie. Naszym celem jest pozyskanie zaufania społeczeństwa, a nie jego nienawiści By społeczeństwo zwróciło się ku nam, a nie, trzęsąc się ze strachu, przywarło jeszcze silniej do nogi Systemu. Imperatyw ten dotyczy każdego rodzaju walki politycznej – zarówno tej wyborczej (droga populizmu), jak i tej budowania przeciwwagi dla Systemu (droga Bractwa Muzułmańskiego i Hezbollahu). Celem jest więc delegitymizacja systemowej elity władzy jako oderwanej od ludu i pasożytującej na nim oligarchii, oraz delegitymizacja samego Systemu jako niefunkcjonalnego i szkodliwego. W warstwie pozytywnej zaś, celem Antysystemu jest występowanie jako ci, których głosem mówi lud oraz jako twórcy ładu organicznego i prawowitego. Wielcy komunistyczni przywódcy Azji jak Mao Tse-tung i Kim Ir Sen przyjmowali podejście, że Partia ma wsłuchiwać się w potrzeby i pragnienia ludu, po czym komunikować mu je w formie adekwatnej do możliwości i potrzeb państwa, by pokierować lud ku pracy na rzecz urzeczywistnienia tych potrzeb i pragnień. W pewnej mierze punktem odniesienia są tu też działające w nieco podobny sposób Legiony Piłsudskiego z początku wieku.

Ten ostatni przykład naprowadza nas również na wniosek, co możemy robić doraźnie. Podnosić swój potencjał, czekając na dogodną okazję. Można to robić nawet legalnie – tożsamościowy ruch Antyliberalnego Przełomu organizować się może w klubach sportowych, klubach miłośników broni palnej, grupach wędrówkowych, grupach prac społecznych (np. pomagających rolnikom w pracach polowych i nabywających w ten sposób doświadczenia gospodarskiego) itp. A gdy pojawi się jakaś „luka w Systemie”, wówczas powinniśmy być gotowi do aktywnego wystąpienia i wypełnienia jej.

Ronald Lasecki

Za:  http://xportal.pl/?p=37185

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz