Łowicz nabrał rumieńców i werwy w dniu 2
stycznia 1938 roku. Ciche i spokojne zazwyczaj miasto ożywiło się, jak
człowiek przebudzony z głębokiego snu. Na płotach i murach, na ścianach i
bramach – zakwitły wielkie, ciemno zielone plakaty: białe ramię z
mieczem na zielonym polu. To ogłoszenie o wielkim zebraniu publicznym
„Falangi”.
Przed ogłoszeniami gromadzą się
mieszkańcy miasta i okoliczni chłopi, przybyli na niedzielne nabożeństwo
do któregoś z licznych kościołów Łowicza. Padają głośne, lub ciche
uwagi o zebraniu, o mówcach. Przeważnie życzliwe:
- Ten – to jest nasz, swojak z Łowicza. Stary narodowiec.
- A ten, to z Warszawy.
- Tak, pamiętam! Z tej „Sztafety”, co to w 34 roku…
Nagle z tyłu, z głębi ulicy, dobiega gwar. Coraz bliższe i bliższe głosy miarowo, donośnie wołają:
– „Falanga” walczy!
– „Falanga” czuwa!
– „Falanga” Wielką Polskę wykuwa!
Zebrani przed plakatem odwracają się i
patrzą z ciekawością. Środkiem ulicy i brzegami chodników idzie grupa
kilkunastu młodych ludzi. Na lewym ramieniu zielone opaski z tą samą co
na plakacie „ręką z mieczem”. Grupa woła chórem:
– Wszyscy Polacy na zebranie „Falangi”!
– Wszyscy na wielkie zebranie „Falangi”!
– „Falanga” – to organ dawnego ONR!
Każdy z członków grupy ma pod pachą
paczkę „Falangi” i paczkę ulotek. Chłopi, zebrani przed plakatami,
kupują „Falangę”. Dostają ulotki propagandowe. Pochylają się głowy nad
egzemplarzami pisma i nad ulotkami.
- No, kumie, czytać badziewa później. Teraz do kościoła. A później na to zebranie.
- Chodźmy!
Chłopi idą w kierunku kościoła. Grupa młodych ludzi z zielonymi opaskami skręca w boczną ulicę. Z daleka dobiegają głosy:
-”Falanga” walczy o Przełom Narodowy!
– Przez Przełom Narodowy – do Wielkiej Polski.
W cichych ulicach miasteczka głosy te brzmią jak pobudka…
Na placu przed kolegiatą
Gwar zbierającego się tłumu…W wąską
szyję ulicy, przy której stoi Dom Ludowy, tłoczą się gromady ludzi.
Wszędzie na płotach – zielone plakaty. Zielone plakaty – na ścianach
domów. Na jezdni i na chodnikach – grupy straży porządkowej. Zielone
opaski z „ręką z mieczem”.
Na placu przed Kolegiatą krążą posterunki policji. Paski pod brodą. Bagnety na karabinach.
Tłum rośnie.
Sukmany chłopskie. Ubogie jesionki,
kożuchy i kurtki. Barwne spódnice i chustki łowickie. Setki rąk sięgają
po „Falangę”, po „Program Narodowo-Radykalny”, po „Przełom”. Wszyscy
mają w ręku ulotki. Tłum posuwa się z wolna ku wejściu do Domu Ludowego,
gdzie ma odbyć się dzisiejsze zebranie. Wszędzie zielone plakaty. Przed
gmachem – znów posterunek straży porządkowej.
„Życie i śmierć dla narodu”
Prawie dwutysięczny tłum wypełnia
olbrzymią salę i galerię. Wszystkie miejsca zajęte. Ludzie stoją w
przejściach. W głębi sali – oświetlona estrada. Olbrzymi, kilkumetrowy
„Szczerbiec Chrobrego” – godło Obozu. Na zewnątrz mównicy – Orzeł
Piastowski o mocnej i prostej stylizacji. Ręka z mieczem – na piersiach
Orła. Twarde i surowe skrzydła. Twarde i wielkie – jak miecze – szpony.
Orzeł zdobywczy, Orzeł – zwycięski. Nad estradą – u góry – olbrzymi
napis: „życie i śmierć dla Narodu” – naczelne hasło młodego
nacjonalizmu. Po bokach estrady – na ścianie – ręka z mieczem na
zielonym polu. U dołu, pod mównicą, stoi straż porządkowa z zielonymi
opaskami na ręku zwróconą twarzą ku sali. Na sali cisza i spokój.
Zebrani w milczeniu i powadze przyglądają się znakom i hasłu. Godzina 12
minut 45. Straż porządkowa zamyka drzwi wejściowe.
Otwarcie zebrania
Na mównicy staje kolega Wiktor
Wierzbicki z Łowicza, działacz narodowy starszego pokolenia, dzisiaj w
jednym szeregu z Młodymi, jako kierownik miejscowego oddziału „Falangi”.
Szczupła, wąska twarz. Siwe włosy, siwa broda. Kol. Wierzbicki mówi
cichym, spokojnym głosem:
– Otwieram zebranie publiczne Ruchu Narodowo-Radykalnego w Łowiczu. Oddaję głos koledze Władysławowi Gallarowi z Warszawy.
Przemówienia
Gallar mówi o dzisiejszej sytuacji
politycznej w Polsce, o nowych zadaniach i nowych celach polskiego
nacjonalizmu, przedstawia ideologie i program Ruchu Narodowo –
Radykalnego. Kolega Władysław Gallar jest jednym z tych członków byłego
ONR, którzy wstąpili do szeregów organizacji w okresie najcięższym i
najtrudniejszym, w okresie największych prześladowań i represji. Dlatego
Gallar przemawia, jak wytrawny mówca: on nie miał nigdy przed sobą –
jak dzisiaj na tej sali – dwóch tysięcy ludzi na jednym zebraniu. On
pracował i stykał się z niewielkimi grupami zaufanych kolegów. On ich
nauczał i organizował. On szkolił się sam w konspiracji i za kratami
więzienia. Słowa jego mają jednak tą szczególną siłę i żar, które daje
tylko fanatyzm. Zebrani na sali słuchają z uwagą i w głębokiej ciszy.
Gallar kończy jasnym, mocnym obrazem Polski, którą wywalczy młody Ruch
Narodowy. Wznosi okrzyk na cześć tej Polski. Zebrani powtarzają ten
okrzyk z siłą i przekonaniem. Długie, szczere i serdeczne oklaski.
Na trybunie staje Zygmunt Dziarmaga w
mundurze obozowym: „Jasna koszula”, pas koalicyjny, na rękawie – zielona
opaska z ręką z mieczem. Dziarmaga mówi – jak zazwyczaj – krótko i
mocno. Wzywa chłopa polskiego do jednego szeregu z robotnikiem i
inteligentem. Podkreśla szczerość i uczciwość działalności Ruchu
Narodowo – Radykalnego. Mówi o godzinie mobilizacji, która nadchodzi.
Wzywa do pogotowia bojowego w szeregach organizacyjnych byłego ONR.
Kończy wreszcie okrzykiem na cześć Wielkiej Polski, na cześć Ruchu
Narodowo – Radykalnego oraz jego przywódcy, Bolesława Piaseckiego.
Dwutysięczny tłum chłopów i robotników powtarza okrzyk z zapałem.
„Uciszenie” komunistów
Na sali rozlega się „Hymn Młodych”.
Wszyscy powstają z miejsc. Prawe ramiona salutują pieśń organizacyjną
Obozu. Zebranie jest skończone.
Nagle pada na sali pojedynczy okrzyk:
„Niech żyje Polska ludowa!”. I zaraz po nim drugi: „Precz z wojną”. To
komuniści! Na galerii powstaje jakieś małe zamieszanie. Z trybuny
rozlega się donośny głos Zygmunta Dziarmagi:
– Proszę o spokój! Kto mnie zna – ten wie, że nie będę tuta żartował!
Na sali zupełna cisza.
Padają dalsze rozkazy:
– Pierwszy i drugi odwód straży porządkowej na galerię! Odwód trzeci – na salę!
Zebrani wychodzą w spokoju. Twarze uśmiechnięte, radosne. Z ulicy dobiegają znów głosy:
– „Falanga” walczy!
– „Falanga” czuwa!
– „Falanga” Wielką Polskę wykuwa!
W polu
Oddział złożony z kilkudziesięciu
młodych ludzi, maszeruje w polu, na którym leży gruby, ciężki śnieg.
Nogi grzęzną po kostki, to znów wpadają w raz po raz w jakieś doły i
wyrwy. Komendę obejmuje na polecenie Kierownika, jeden z kolegów –
kapral rezerwy. Oddział zwija się i rozwija: w czwórki, w dwuszereg, w
linie.
Rozkaz podrywa nagle do biegu. Znowu
stój! I znowu marsz! Raźno uderzają buty obozowców w świeży, mazowiecki
śnieg. Po ćwiczeniach – wykład teoretyczny. O znaczeniu dyscypliny i
karności wojskowej. Porucznik rezerwy – lotnik wykazuje i uzasadnia
kolegom potrzebę tej dyscypliny i karności, nie tylko w chwili „wielkiej
potrzeby”, ale i w codziennej, powszedniej pracy organizacyjnej. –
Przed Polską stoją wielkie i trudne zadania, mówi wykładowca. Oddział
idzie głuchym polem, w głębokim śniegu, przez doły, rowy i wyrwy. Zapada
zmrok. Jest już zupełnie ciemno. Ale twarze obozowców są jasne i
spokojne. Serca nasze uderzają w takt miarowych kroków oddziału.
Stefan Kopacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz