
         W 
dzisiejszym świecie zdominowanym przez globalne siły antychrześcijańskie
 nie ma niestety (czy też -stety) miejsca na nacjonalizmy i 
partykularyzmy narodowe, czyli tak zwaną parafiańszczyznę. Ich czas 
bezpowrotnie przeminął. Nacjonalizm odkąd tylko zaistniał (rewolucja 
antyfrancuska), nie łączył a raczej dzielił. Każdy naród ma inne cele, 
pragnienia i dążenia. Nacjonalizm jednego narodu bardzo często stoi w 
sprzeczności z dążeniami narodowymi sąsiedniego. Ostatnimi czasy 
propagowana przez niektóre kręgi międzynarodówka nacjonalistyczna to 
twór sztuczny, który szans na przeżycie nie ma żadnych. Nie łączy się 
ognia z wodą! Miłości do własnego narodu z pomocą innemu, mimo iż ten 
jest wrogo nastawiony. Miłość i szacunek do własnego Narodu nie może być
 też numerem pierwszym w naszym systemie wartości, co coraz częściej 
niestety widać w tzw. kręgach narodowych. A gdzie sprawy Kościoła i Pana
 Boga? A jeżeli już ten Pan Bóg gdzieś jest, to jest taki trochę na 
uboczu, nieśmiało, bo tak po prostu wypada. I zazwyczaj, jak już jest, 
to jest to Pan Bóg w wydaniu takim, jak tego chcą Jego i nasi wrogowie –
 w wydaniu modernistycznym, skażonym herezją II Soboru Watykańskiego 
(Nowa Msza itp.). Nacjonalizm bez Boga to wynaturzenie porównywalne do 
ideologii bolszewizmu i hitleryzmu.